Forum www.storiesdhl.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] [T] [Z] Układ.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.storiesdhl.fora.pl Strona Główna -> Gryzmoły / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ms_Riddle
Falling, I'm falling...
Falling, I'm falling...



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 2356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Sob 15:17, 31 Gru 2011    Temat postu: [M] [T] [Z] Układ.

Niebo tego wieczoru było pochmurne, nie przepuszczało żadnej gwiazdy, co podświadomie utożsamiałam z brakiem nadziei na lepsze jutro. Pospiesznym krokiem minęłam wielką czarną bramę, która otworzyła się gdy tylko znalazłam się w jej pobliżu. Szybko przemierzyłam alejkę wyłożoną kamienną kostką. Dróżka prowadziła do sporego gotyckiego dworku. Jego dwie czarne wieże wzbijały się wysoko w górę. Nienawidziłam tego miejsca. Było przygnębiające, nieprzyjemne i za każdym razem kiedy tam byłam wzbudzało we mnie chęć ucieczki. Chciałam chwycić mosiężną kołatkę, kiedy wysokie żelazne drzwi otworzyły się przede mną. Skinęłam głową w kierunku dwóch osiłków, którzy pilnowali całego przedsięwzięcia. W istocie było ich więcej, ale nie byli widoczni, póki nie zachodziła taka potrzeba. Weszłam do głównej sali. W jej centrum znajdował się dość duży kwadratowy podest. Otaczał go srebrny łańcuszek na, gdzieś na wysokości pasa, nie pełnił funkcji ozdobnej, tylko pokazywał zawodnikom pole walki. Nad wszystkim górował wielki kryształowy żyrandol, uwieszony pod sklepieniem krzyżowo żebrowym. Mimo zmroku na zewnątrz, dało się przyuważyć witraże w oknach, które z największym prawdopodobieństwem przedstawiały pierwszych właścicieli dworu. Jako, że nigdy nie byłam tu za dnia nie mogłam wiedzieć, kogo dokładnie przedstawiały.
Było dość wcześnie, więc sumarycznie byłam jedną z nielicznych osób, które się tu kręciły. Pierwszy pojedynek miał rozpocząć się dopiero za godzinę. Sama nie wiedziałam, czemu przyszłam tu tak wcześnie.
Nijak nie pasowałam do tego miejsca. Było pełne zdesperowanych złodziejaszków, węszących okazję, uzależnionych od hazardu dupków, biednych chłopaczków, mających nadzieję na łatwy zarobek oraz bogatych bufonów, lubiących patrzeć na takie jatki. W jakim charakterze ja się tam odnajdowałam? Właśnie chodzi o to, że w żadnym. Pasowałam tu jak Godryk do Slytherinu. Usiadłam przy tym samym stoliku co zawsze, skinęłam głową do skrzata, który chwilę później przyniósł mi lampkę wina. Z ciężkim westchnieniem, oparłam się o oparcie krzesła, obserwując jak z każdą chwilą pojawia się tu coraz więcej osób.

- Jesteś, Granger – usłyszałam za plecami głos Barty’ego Scotta. Jego francuski akcent drażnił moje uszy. Nadęty dupek, miał wkład we wszystko, co działo się w magicznym świecie. Pojawił się znikąd, z wielkimi pieniędzmi i od tej pory, królował w tym wszystkim. Świat fałszu, blichtru i wielkich pieniędzy.
- Jak zawsze, Barty – odparłam, a on przysiadł się do mnie, odgarniając moje włosy na bok i zaczął masować mój kark.
- Gdybyś się trochę postarała to mógłbym rozwiązać twoje problemy…
- Nie jestem z tych szmat, które zaliczasz, Scott – syknęłam, łapiąc go za nadgarstek i gwałtownie oderwałam go od mojego karku. – Idź lepiej pilnuj swojego chłoptasia, bo zaraz ktoś inny zgarnie twoja dojną krowę – odparłam, widząc jak młodziutki, bo dopiero siedemnastoletni Shane rozmawia z jakimś typem. Nie znałam go, zaledwie go kojarzyłam. Wiadomo było mi tylko tyle, że siedział w nielegalnych walkach po uszy.

Scott widząc to szybko się oddalił, a ja do rozpoczęcia imprezy miałam spokój. Z krzywym uśmiechem patrzyłam jak pomieszczenie się zapełnia. Wszystko zaczęło się szybciej niż się spodziewałam.

- Witaj Granger, ile to już lat się nie widzieliśmy? – usłyszałam znajomy głos gdzieś z boku. W tym samym momencie z tłumu wyłonił się człowiek, którego raczej nie chciałabym już spotkać. Omiotłam wzrokiem całą jego sylwetkę. Miał na sobie czarny połyskujący garnitur, który silnie kontrastował z jego jasnym obliczem, a za to znakomicie obrazował jego ciemną duszę.
- Na spotkanie z tobą zawsze będzie dla mnie zbyt wcześnie, Malfoy – syknęłam.
On tylko zaśmiał się zdawkowo, upijając łyk whisky, którą trzymał w ręku.
- Zawsze sądziłem, że wolisz walkę wręcz, dlatego dziwię się, że zaangażowałaś się w coś takiego – powiedział, zupełnie nie przejmując się tym, co przed chwilą do niego powiedziałam. – Tak wiem, ty ratujesz życie tym kretynom, którzy się na to godzą – skinął głową w stronę ringu. – I chwała ci za to, po to tu jesteś. A tak nawiasem to, jak podoba ci się moje przedsięwzięcie? Och, doprawdy myślałaś, że to sprawka Barty’ego? Cóż, znaczy to tyle, że doskonale spełnia swoją rolę, jest tylko gońcem. Ot taki cerber, który pilnuje wszystkiego. Przecież nikt nie może kojarzyć mnie z czymś takim, przez to musiałbym pożegnać się z obiadkami z ministrem.

Wtedy spotkałam go po raz pierwszy na Turnieju. Potem okazało się, że cały dwór należy do niego. Od tego czasu widywałam go tam raz na kilka tygodni. Za każdym razem zamieniał ze mną kilka zdań. W zasadzie to zawsze tylko on mówił, ja ograniczałam się do wtrącenia kilku słów.
- Mam dla ciebie propozycję Granger – powiedział, któregoś razu. Po raz pierwszy spojrzałam na niego z zainteresowaniem. – Potrzebuję, kogoś kto poprawi mój wizerunek w oczach ludzi – potrzebuję ciebie, Granger. Wyjdziesz za mnie. – W tym momencie spojrzała na niego zaskoczona. – W zamian opłacę twoje długi. Przez trzy lata będziesz grała przed wszystkimi moją idealną, zakochaną po uszy żonę, a trzy lata później rozwiedziemy się w przyjaznej atmosferze. W zamian za absolutne milczenie ustawię cię na resztę życia – zakończył, gasząc cygaro w kryształowej popielnicy.
Chciałam się roześmiać, oburzyć, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia, że te pieniądze są mi potrzebne. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że muszę. Dodatkowo zawstydzał mnie fakt, że Malfoy wie o mnie wszystko. Chyba dostrzegł moje skonsternowanie, bo zaraz dodał:
- Nie musisz odpowiadać teraz, będę tu w następną sobotę.
- Wiesz, że nie mam innego wyjścia? – spojrzałam na niego.
- Więc, jak rozumiem zgadzasz się? – spytał, ja jedynie skinęłam twierdząco głową. – Więc potraktuj to jako wstępne przypieczętowanie naszej umowy. – powiedział, nachylając się nade mną. Czułam zapach jego wody kolońskiej. Był mocny i męski. Czułam jak zakręciło mi się w głowie. Sama nie wiedziałam wtedy, czy to z powodu zapachu, czy jego osoby.

Przecież to nie oznaczało, że go nie nienawidzę, że nie gardzę jego osobą, ludźmi jego pokroju. Wiedziałam, że jest na wolności tylko i wyłącznie dlatego, że jego matka uratowała Harry’ego. Jego postępowanie umorzyli, ale jego ojciec nabroił zbyt dużo. Dostał tyle lat w Azkabanie, że raczej nie wyjdzie stamtąd żywy.
Właśnie chciałam coś powiedzieć, o coś spytać, kiedy napotkałam jego oczy tuż naprzeciwko moich. Blisko. Zbyt blisko. Były szare i zimne jak zawsze. Chociaż wcale nie wydają się takie zimne, gdy widzę w nich odbicie swoich.

Otworzyłam usta, które poruszały się w rytm niemego szeptu, który próbował wydostać się spomiędzy warg. Jego dłonie wplotły się w moje włosy, częściowo obejmując policzki. Próbowałam odwrócić się, zrobić coś byle na niego nie patrzeć. Byle nie czuć tego chłodu, byle opanować te ciarki biegnące po moich plecach.

Musiał widzieć mój rozbiegany wzrok. Uśmiechnął się. Tak ironicznie, tak w swoim stylu. Owszem nadal był tym samym Draconem Malfoyem. Tym, który szydził, obrażał. Byłam pewna, że jest gdzieś tam w środku, jednak na co dzień trzymał go na wodzy, skrywał pod płachtą kultury i dbania o własny tyłek. Dorósł i z czasem zrozumiał, że niektórych rzeczy nie warto mówić na głos, bo wtedy może zyskać o wiele więcej.
Teraz jego pewność siebie nie wynikała z pieniędzy, które miał, z krwi, która płynęła jego żyłami. Czerpał ją z dedukcji, wrodzonego sprytu i spokoju, który aż bił od jego osoby. Już nie był tym chłopcem, który rzucał obelgami, któremu zależało tylko na tym, by pokazać, kto jest lepszy. Teraz nie musiał tego robić. Nie mówię wcale, że faktycznie był lepszy, bo wystarczało, by na takiego wyglądał. Jedno spojrzenie, potrafi powiedzieć wiele o człowieku, prawda?

On cały czas patrzył mi w oczy, a mój oddech przyspieszał, sama nie wiem z jakiego powodu. A może nie chciałam wiedzieć. Nie byłam pewna tego, co za moment miało nastąpić. Czułam, że w jego przypadku nie można spodziewać się czegokolwiek. Tym razem jednak moje przypuszczenia się sprawdziły, gdy dotknął swoimi wargami moich. Były miękkie i ciepłe, a przecież wygląda na człowieka z lodu…
- Hermiona! – usłyszałam znajomy głos, w momencie, gdy się ode mnie oderwał. Co ona do cholery tu robiła?! No tak, cholerna kobieta Blaise’a Zabiniego. – Czemu nie powiedziałaś mi, że się spotykacie?
- Nie było o czym, Ginny – odparłam, spoglądając ukradkiem na Malfoya. – Powiedzmy, że nie chciałam zapeszać – dodałam, a ten tylko skinął głową, uśmiechając się znacząco w kierunku drugiego Ślizgona. Wiedział. Blaise wiedział o wszystkim. - Nie widziałam cię tu wcześniej – odparłam.
- Bo nigdy wcześniej tu nie byliśmy. Blaise chciał przyjść.
- Rozumiem, a co słychać w Norze? – spytałam, chcąc zejść na nieco bardziej neutralny temat.
- Szczerze powiedziawszy to nie bardzo wiem, miesiąc temu przeprowadziłam się do Blaise’a – mówiąc to zadarła głowę spoglądając na ciemnoskórego. On tylko się uśmiechnął, obejmując ją bardziej.

Ginny była w nim zakochana po uszy, a on? Ciężko było mi to stwierdzić. Był taki zdystansowany. Jego uśmiech nie był szczery, ale nie śmierdział fałszem. Nie mówił nic, więc nie mogłam więcej stwierdzić.
- Hermiono, my lecimy zobaczyć pojedynek, zobaczymy się później – powiedziała, ciągnąc Blaise’a w stronę ringu. On tylko ją mocno objął, otoczył tymi swoimi szerokimi ramionami, delikatnie głaszcząc ją po barku. – Bo się zobaczymy, prawda? – spytała, odwracając się, gdy byli już kilkanaście metrów od nas.
- Jasne Ginny – powiedziałam siląc się, by zabrzmiało to w miarę realnie. Ona tylko się uśmiechnęła i w towarzystwie swojego chłopaka wmieszała się w tłum.
- Zabini. On wie, prawda? – spytałam, patrząc na Draco. Teraz mnie olśniło. Blaise. Jego mina. Postawa. – On wie, bo on ci ten pomysł podsunął, prawda? – spytałam, mrużąc oczy.
- Cóż, Granger nie będę cię okłamywał. Tak, to był jego pomysł.
Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Więc Ginny też jest częścią planu, tak?
- Nie rozpędzaj się w tych spiskowych teoriach – odparł nawet jakby mile – Łasicę traktuje poważnie. Powiedziałbym, że już w Hogwarcie miał na nią oko. Ale to były inne czasy, nie sądzisz?
- Skoro Zabini wie, chcę, żeby ona też wiedziała – skinęłam głową w stronę rudej czupryny widocznej w tłumie. Widziałam, jak Malfoy się krzywi. Nie tak to planował. – Słuchaj, Malfoy – zaczęłam ostro – ona zna mnie od wielu lat, przypuszczam, że ona jako kobieta twojego przyjaciela, a moja przyjaciółka będzie widywać nas dość często. Zna mnie zbyt dobrze, by się w końcu nie zorientować, że coś nie gra.
- To ma sens – odparł, zamyślając się - ale mam warunek – dodał zaraz potem. – To Blaise jej o wszystkim powie.
Może jednak jest coś z prawdy w tym, że Ślizgoni są wiernymi przyjaciółmi…? Bo jedyne wytłumaczenie, jakie znajduję dla jego postępowania to to, że nie chce żeby ucierpiał na tym związek Ginny i Zabiniego. Chyba, że Fretka nie mówi mi prawdy, ale to się wkrótce okaże.
- W porządku – zgodziłam się.

Tamten wieczór nie był pracowity. Tym razem zdarzyło mi się opatrzeć kilka ran, wyleczyć kilka oparzeń, trochę zbitych kości i jedno złamanie. Zamieniłam kilka słów z Ginny, starając się unikać tematu blondyna, co było nieco karkołomne. W końcu, gdy nie chciała dać mi spokoju obiecałam jej, że wkrótce wszystkiego się dowie. I tak się stało.
Gdy dowiedziała się o wszystkim przybiegła do mnie zaskoczona, zdezorientowana, a przede wszystkim obrażona na Blaise’a. Jakiś czas zajęło mi tłumaczenie jej, że to wyjście jest dobre i dla mnie i dla Dracona, a Blaise nie jest niczemu winny, bo przecież nie zgodziłabym się na to, gdybym nie chciała. Upierała się, że pomoże mi spłacić długi, dopiero, gdy zobaczyła, jakie to są sumy zrozumiała, że nie mam innego wyjścia. Ale nie, nie wróciła do Blaise’a. Była na niego śmiertelnie obrażona i nic nie dawało, że wystawał pod drzwiami mojego mieszkania dzień w dzień. Traktowała go jak powietrze, co (jak dobrze wiedziałam) sprawiało jej sporo trudu. Bo jaka dziewczyna nie stęskniła by się za swoim facetem po miesiącu takiego cyrku? No właśnie, żadna. Szczerze mówiąc to i ja, Dracon podśmiewaliśmy się już z nich. Fakt, że nie mieliśmy zbyt wielu tematów do rozmów, a co dopiero do żartów. W końcu szczęśliwie dla mnie i Blaise’a, któregoś dnia ruda nie wytrzymała i rzuciła się na niego z ramionami. Po kolejnym miesiącu ja i Draco ogłosiliśmy zaręczyny. Nie obyło się bez codziennych kazań Rona i Harry’ego, że to Malfoy, Fretka, były Śmierciożerca. Za każdym razem powtarzałam im to samo: że bardzo kocham Dracona, że Snape też był Śmierciożercą i że nie jesteśmy już w Hogwarcie i należałoby dorosnąć. Nie docierało to do nich kompletnie, ale w sumie nie dziwię się im. Pewnie, gdyby nie chodziło tu o mnie to pewnie też bym oponowała przeciw takiemu czemuś. Przecież pamiętam, jak nastawiona byłam do związku Ginny i Diabła(jak zwykł nazywać go Draco). Jednak w moim przypadku wygląda to dużo bardziej absurdalnie, bo kto po dwóch miesiącach spotykania się ogłasza zaręczyny, w dodatku z człowiekiem, który jeszcze kilka lat wcześniej wyzywał mnie od najgorszych. W końcu Ron obraził się zarówno na mnie, jak i na swoją siostrę, stwierdzając, że jesteśmy pokręcone i jeszcze tego pożałujemy. Ron zawsze był i zawsze pozostanie dzieciakiem. A Harry? Harry dalej odchorowywał rozstanie z Ginny, zupełnie nie wiedząc też jak rozmawiać ze mną. Z tego, co zauważyłam to zaczął spotykać się z Luną, chociaż on i tak cały czas mówi, że są tylko przyjaciółmi.

Kiedy ja i Draco oficjalnie ogłosiliśmy nasze zaręczyny w Proroku Codziennym pojawił się obszerny artykuł autorstwa Rity Skeeter. W sumie to niemal każdy numer zawierał jakąś wzmiankę o nas. Chciałam porozmawiać sobie z nią na osobności, ale Malfoy stwierdził, że to dobrze. Ludzie powinni przyzwyczaić się do widoku nas jako pary. On tu decydował, przecież chodziło tu głównie o jego wizerunek. Ja byłam tylko półśrodkiem.

Ślub wzięliśmy w Paryżu. Gdy spytałam dlaczego, Dracon stwierdził, że to będzie dobrze wyglądało. Średnio chciało mi się wierzyć w jego wyjaśnienia. Jakoś dziwnie promieniał, gdy pojawiliśmy się na Polach Elizejskich. Byłam pewna, że to jego miasto wspomnień. Że miało tu miejsce coś, co stało się jego swoistym drogowskazem. Nie pytałam o to, bo i tak by mi nie powiedział. Malfoy to bardzo skryty człowiek. Podejrzewam, że tak naprawdę nie znał go nikt prócz jego matki, która zmarła raptem dwa lata po wojnie, wskutek jednego z zaklęć o długotrwałym działaniu. Zawsze kiedy o niej mówił, a mówił bardzo rzadko mówił o niej dobrze. Nigdy nie słyszałam, by powiedział o niej coś złego, negatywnego. Szanował ją i był z nią bardzo związany – tego byłam pewna. O swoim ojcu natomiast nie mówił wcale. Gdy w towarzystwie padało jego imię zręcznie zmieniał temat, zaś gdy wypłynęło ono z moich ust, gdy byliśmy sami marszczył czoło, milcząc jak zaklęty, czasem okraszając to ciężkim westchnieniem. Byłam wstanie stwierdzić, że go nie nienawidził. Kiedyś, jeden jedyny raz stwierdził, że to nieudacznik. Co by nie powiedzieć, jest w tym jakaś racja.

W Paryżu zatrzymaliśmy się w niewielkim magicznym hoteliku. Z pokoju mieliśmy widok na Wieżę Eiffelę. Pamiętam wieczór tuż po naszym ślubie. Była ciemna, na tle czerwonego, zachodzącego słońca. Piękny widok. Pamiętam, jak stałam na tarasie, wpatrując się w niego, kiedy poczułam, jak mój nowo poślubiony mąż zsuwa ramiączko mojej kremowej sukienki.

- Przyrzekałaś, że będziesz mnie kochać – szepnął, całując moje odsłonięte ramie. Zaśmiałam się, doskonale rozumiejąc tę grę słów.
- Ty przyrzekałeś mi wierność – spojrzałam na niego przez ramię.
- Jesteś całkiem powabna, Granger, a trzy lata to wcale nie tak długo – powiedział wyraźnie rozbawiony. – Myślę, że dam radę – dodał, a jego ręka przesunęła się na moją talię.
- Z tego, co pamiętam to w naszej umowie nie było mowy, o dzieleniu sypialni, Draco – powiedziałam dość poważnie. Przynajmniej się starałam.
- W ten sposób, pogrywasz? – powiedział, a ja cały czas czułam jego oddech na swojej skórze. – Dobrze, ale podejrzewam, że za moment zmienisz zdanie.
Zdecydowanym ruchem odwrócił mnie twarzą do siebie. Jedną ręką objął mnie mocno w talii, drugą natomiast ulokował na moim policzku, delikatnie go gładząc. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch. Oddychałam coraz głębiej, a on nachylił się nade mną. Przymknęłam oczy gotowa do pocałunku, kiedy usłyszałam jego śmiech.
- Więc tak nie dopuszczasz mnie do swojej sypialni? – spytał, a ja oburzona wyrwałam się z jego objęć, chcąc wrócić do środka. Nie pozwolił mi na to, zręcznie łapiąc mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Mała, naiwna Granger – szepnął jeszcze zanim mnie pocałował. Był zdecydowany, a zapach jego wody kolońskiej kolejny raz namącił mi w głowie. Namącił na tyle, że każdy kolejny krok przybliżał nas do łóżka.
- Malfoy – szepnęłam w pewnym momencie.
- Słucham? – spytał nieco zdezorientowany.
- Malfoy. Nie jestem Granger, jestem Malfoy – odparłam, wpijając się w jego usta.
Niedługo później leżeliśmy w śnieżnobiałej pościeli. On wydmuchiwał dym z cygara, a ja sięgnęłam po jego szklankę z Whisky, upijając solidnego łyka. Ułożyłam się na boku, opierając na łokciu i patrzyłam na niego.
- Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś inny? Przecież jest wiele kobiet, o lepszym statusie, które nie są zadłużone po uszy…
- I właśnie w tym rzecz Granger. Ty masz powód by to zrobić, masz powód, by przetrwać w tym małżeństwie te pieprzone trzy lata i odejść bez złapania mnie na dziecko i tych wszystkich babskich bzdetów. Ponadto po wojnie, jako jedna kobieta ze Świętej Trójcy Hogwartu jesteś postacią wręcz posągową, swoistym wyznacznikiem moralności i jeżeli chodzi o to, żadna inna cię nie przewyższy, a twój status krwi w tym momencie przemawia na moją korzyść.
- Taak i musiałeś się bardzo zmienić, by ktoś kogo kiedyś traktowałeś jako gorszy gatunek człowieka zwrócił na ciebie uwagę.
- Bingo – odparł, wyjmując mi z dłoni szklankę i ponownie napełnił ją alkoholem i wypił jednym haustem.
***

Kilka dni temu wróciliśmy do Anglii i przeniosłam się do posiadłości Dracona. Przez cały czas usiłuję zmusić się do mówienia mu po imieniu, ale on nadal uparcie pozostaje jedynie Malfoyem, rzadziej Fretką.

Jeżeli ktoś spodziewa się, że jest podłym Śmierciożercą, a w lochach trzyma stadko mugoli, których tresuje to muszę go rozczarować. Draco owszem ma w sobie coś z cwanego Ślizgona, ale jest raczej milczącym intelektualistą, którego często można spotkać w fotelu z książką i szklanką Whisky. Ma swoje interesy te mniej lub bardziej legalne, ale żaden z nich, nie powoduje, że włos staje dęba.
Muszę powiedzieć, że biblioteka Malfoyów jest imponująca. Znalazłam tu wiele rzeczy, których szukałam przez kilka dobrych lat. Najwięcej czasu spędzam tu w bibliotece.

Pierwszą małżeńską kłótnię mamy już za sobą. Nietrudno się domyślić, że dotyczyła skrzatów domowych. Upierałam się, żeby je zwolnić, wtedy Draco stwierdził, żebym spróbowała sama sprzątnąć cały dwór. Musiałam przyznać mu rację. Chciałam też je zatrudnić, ale wtedy przytoczył mi incydent, który miał miejsce w pokoju wspólnym Gryffindoru, gdy to jeden Zgredek musiał go sprzątać. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, skąd o tym wiedział.

***

- Wybierasz się dokądś? – spytał, gdy zakładałam płaszcz.
- Tak, umówiłam się z Ginny w Dziurawym Kotle – powiedziałam.
- Przyjdźcie koło szóstej, wpadnie Blaise, Nott i kilka innych osób.
Skinęłam głową, wychodząc z domu i teleportowałam się pod pub. Ginny już na mnie czekała.
- Witaj kochana – uśmiechnęła się. - I jak to jest być mężatką? – spytała zaraz potem.
- Nic nadzwyczajnego – wzruszyłam ramionami – jest po prostu inaczej. Wiesz, że Draco zaprosił was i jeszcze kilka osób…?
- Tak, Blaise mnie uprzedził – dodała, gdy wchodziłyśmy do środka.
Zamówiłyśmy dwa piwa kremowe, siadając przy jednym ze stoików.
- Jaki Draco jest? Wiesz, jako mąż…
- Jest… W sumie to nie znam go jeszcze zbyt dobrze. Jest milczący, ale mogę powiedzieć, że nie sprawdziło się nic z przepowiedni twojego brata. Jest zwykłym człowiekiem, takim jak każdy inny. Owszem ma jakieś czarnomagiczne graty w piwnicach, ale poza tym nie widzę tam nic niepokojącego. Ostatnio kupił kota.
- Jak go nazwaliście?
- Klakier – zaśmiałam się – i lepiej, żeby nie był świadomy, że jego ulubieniec dostał imię, rodem z mugolskiej bajki.
- Wiesz, że…
- Tak, wiem, że gdyby się dowiedział to by mnie pogonił, ale nie mogłam się powstrzymać.

***

Siedzieli w salonie. Było kilkanaście osób. Większość to Ślizgoni. Była Pansy Parkinson ze swoim włoskim narzeczonym, który widać trzymał ją w ryzach, bo teraz już nie była już taka wyszczekana. A może po prostu wyrosła z tego, jak Draco? Może zmieniła ją wojna, jak Dracona? Nie w jej przypadku to nie było możliwe, jeden jedyny raz posłała mi spojrzenie, które miało mi mówić, że tutaj nie pasuję. Owszem była to prawda, ale nie dałam tego po sobie poznać. Był Teodor Nott, ze swoją Krukonką. Była w wieku Ginny, ledwo co ją kojarzyłam, ale moja przyjaciółka dość dobrze. Wydawała się być miła (i jak się potem okazało tylko wydawała). Był jakiś rok młodszy Ślizgon, niejaki Tom Wilde z siostrą i dziewczyną. Zupełnie go nie kojarzyłam. Jakaś para francuzów. Crabbe i Goyle, którzy od razu złapali się za słodycze. Była Dafne Greengras z narzeczonym i siostrą Astorią. Widziałam jak ta młodsza spogląda na Dracona. Bardzo chciałaby go mieć, ale on jakby nie był specjalnie tym zainteresowany. Było to nawet zabawne. Wiał przed nią, gdzie tylko się dało. Gdy tylko się pojawiała uciekał od niej, zmieniając się w doskonałego gospodarza, zainteresowanego wyłącznie swoją żoną.
- Spokojnie, rozmawia z tą dziewczyną Teodora w sąsiednim pokoju – szepnęłam mu na ucho, widząc jak się rozgląda.
- Nie wiem, o kim mówisz – odparł, marszcząc czoło. Potrafił kłamać i gdyby nie to, że dokładnie widziałam całą sytuację to pewnie bym się nabrała.
- Oboje wiemy o kim mówię – szepnęłam, przyciągając go za krawat i delikatnie dla niepoznaki musnęłam jego policzek, po chwili wycierając z niego swój błyszczyk. Poczułam na sobie czyjś wzrok. W drzwiach stała Astoria, mierzyła mnie morderczym spojrzeniem. Moje szczęście, że nie miała oczu bazyliszka, bo już bym leżała trupem.
- Idź z nią porozmawiaj, bo nie da ci spokoju – szepnęłam w kierunku Draco, popychając go delikatnie w jej stronę. On tylko spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wymyśl jakąś bajkę, jesteś w tym dobry – dodałam, gładząc go delikatnie po ramieniu. On tylko wziął ją władczo za ramię, wyprowadzając z pokoju.
- Nie boisz się? – usłyszałam za plecami. Obejrzałam się, widząc Emily Bradley.
- Czego?
- Byli ze sobą dość długo, a w ich związku było dość gorąco.
- Gorąco w jakim sensie? – spojrzałam na nią na wpół rozbawiona, na wpół poirytowana.
- W każdym.
- Posłuchaj, ich żar się wypalił, a na zgliszczach już nic nie wybudujesz. Można jedynie posypać głowę popiołem i wziąć naukę na przyszłość – powiedziałam, patrząc jej w oczy. Mruknęła coś jeszcze i niepyszna odeszła, by zaraz potem zatopić się w rozmowie z Ginny. Widziałam, jak znudzony Blaise wstaje, kierując się w moją stronę. Uśmiechnęłam się nieco ironicznie w jego kierunku.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz.
- Poradzę z czym?
- Z nimi – wskazał na Emily, Parkinson – z Emily, Pansy, Astorią. Oby tak dalej pani Malfoy – poklepał mnie po ramieniu.
- Ginny już ci odpuściła? – spytałam.
- Czasem jeszcze coś marudzi, ale potrafię skutecznie wybić jej to z głowy – uśmiechnął się machając w stronę rudej.
- Nie chcę wiedzieć w jaki sposób, podejrzewam jedynie, że jej bracia nie byliby z tego zadowoleni – uśmiechnęłam się, kiedy poczułam jak ktoś mnie obejmuję od tyłu.
- Po wszystkim? – spytałam, kładąc swoje ręce na jego. Kiwnął głową, układając ją w zagłębieniu mojego ramienia.
To było zabawne, jak w towarzystwie kogokolwiek stawał się idealnym mężem, facetem. Chwilami łapię się na tym, że chciałabym mieć kogoś kto się tak zachowuje, kto tak dba o mnie. Ale wtedy szybko uświadamiam sobie, że to tylko gra, że takich ludzi nie ma. Tak więc jest to jednoznaczne z tym, że muszę pożegnać się ze swoimi sennymi marzeniami.
- Draco, miałeś kiedyś coś wspólnego z tą całą Bradley? – spytałam, patrząc na niego uważnie.
- A co?
- Bo odnoszę wrażenie, że jest o ciebie zazdrosna – zaśmiałam się, mierzwiąc jego włosy.
- On miał do czynienia prawie z każdą kobietą jaką zna.
- Przepraszam, twojej Łasicy nie ruszałem – oburzył się blondyn.
- Byś tylko spróbował – powiedział bojowo Blaise, kosząc go wzrokiem. Zaśmiałam się tylko, słysząc pukanie w szybę.
- Ja pójdę – powiedziałam, gdy Draco chciał się ruszyć. Otworzyłam okno, wpuszczając sowę, która zostawiła mi list, odlatując.
Widząc staranne pismo szybko odpakowałam kopertę, zrywając lakową pieczęć z symbolem św. Munga. Otworzyłam złożony na pół pergamin, odczytując kilka słów na nim zawartych.
Szanowna Hermiono Malfoy!
Ze smutkiem zawiadamiamy, że pani matka, Jean Granger zmarła dzisiejszego popołudnia o godzinie 18. Najszczersze kondolencje.
Dyrekcja Szpitala Świętego Munga

- Przepraszam – wydukałam i niemal biegiem opuściłam salon. Czułam, jak łzy napływały mi do oczu, a nie chciałam płakać przy wszystkich. To takie… poniżające. Na oślep, biegłam przez korytarze posiadłości. Zapłakana i roztrzęsiona zgubiłam się w tych wąskich korytarzykach. Rozpłakując się głośniej, zsunęłam się po ścianie.

- Granger, co jest? – usłyszałam tuż nad uchem i podniosłam głowę do góry. Zawsze pod wpływem jakichś większych emocji używał mojego panieńskiego nazwiska, do którego zresztą niedługo miałam wrócić.
W odpowiedzi na jego pytanie pokręciłam przecząco głową.
Draco, obejmując mnie w talii pomógł mi wstać i cały czas trzymając zaprowadził do sypialni, usadzając na ciemnobrązowym łóżku z czerwonym baldachimem. Sam usiadł obok, cały czas mnie obserwując.
- Ona… odeszła – wyszeptałam, rozpłakując się jeszcze bardziej.

Wiedziałam, że wie o wszystkim. O wypadku, o śmierci taty, chorobie mamy, o długach. Nie, nie rozmawiałam z nim o tym, ale byłam pewna, że wiedział wszystko. Pamiętam, gdy mówił „Ty masz powód by to zrobić, masz powód, by przetrwać w tym małżeństwie te pieprzone trzy lata”. To było jednoznaczne, z tym wszystkim. Nie mówił tego wprost, ale wiedział.
- Przykro mi, Granger – powiedział, przytulając mnie. Wtuliłam się w niego mocno. To wszystko było dla mnie trudne.

Półtora roku temu moi rodzice mieli wypadek. Tata zginął na miejscu. Mama leżała w szpitalu. Wydałam całe swoje oszczędności, by tylko ją uratować. Ale zbyt późno dotarło do mnie, że mugolska medycyna nie znajdzie dla niej ratunku. Przeniosłam ją do św. Munga. To jednak swoje kosztowało, moja mama była przecież mugolką. Umieszczenie jej tam zawdzięczam tylko i wyłącznie dlatego, że sama tam pracuję i znam osobiście dyrektora szpitala.
- Zaraz wrócę, tylko zajmę się nimi.
- Draco…
- Tak?
- Jeżeli chcesz to idź do nich. Nie musisz ich wypraszać.
- Przestań, sam przez to przechodziłem – odezwał się. – Tyle, że mną nie miał kto się zająć.
Po tych słowach wyszedł. Słyszałam jeszcze jakieś zamieszanie. Chyba kłócił się z Ginny i wydawało mi się, że razem z Blaisem przekonali ją by odpuściła. Niedługo później wrócił, a po sypialni rozniósł się zapach kakao. Szybko się podniosłam, spoglądając w jego kierunku.
- Dziękuję – szepnęłam, gdy podał mi napój.
- W porządku – kiwnął głową. – Jutro przyjdzie do ciebie Ginny. Dzisiaj Blaise’owi udało się przekonać ją, żeby dała spokój. Jestem pewien, że przyjdzie jutro z samego rana.

***
Draco bardzo mi wtedy pomógł w przygotowaniu pogrzebu. Nie tylko zresztą. Pomógł mi uzmysłowić sobie to wszystko. Chyba to była ta jedyna, szczególna chwila, kiedy Ron pogodził się z tym, że to Dracona wybrałam. Nie wiedział, jak bardzo się miał się mylić.

W ciągu tych trzech lat poznałam Draco dość dobrze. Był raczej milczący, choć gdy już coś mówił było to błyskotliwe, mądre i często wręcz ociekało cynizmem. Odżywał w towarzystwie swoich przyjaciół. Niezwykle dziwny i zagmatwany człowiek. Wydaje mi się, że go poznałam, choć tak naprawdę to do tej pory nigdy do końca nie wiem, czego się po nim spodziewać. Jego wyraz twarzy też często pozostaje dla mnie nieodgadniony.

Tym razem znów mnie zaskoczył.

Kwestia naszego rozwodu była ustalona już przed ślubem. Miałam wyjechać do domku w górach. Jest to jedna z jego posiadłości w Alpach. Owszem, wyjechałam. W ciągu dwóch tygodni miał przyjść do mnie pozew o rozwód z Wizengamotu. Nie przyszedł. Zresztą dwa tygodnie miał być to termin maksymalny.
Zupełnie nie wiedziałam, co to miało oznaczać. Kolejny raz pogubiłam się w jego zakichanej osobowości. Nie wiedziałam, czy wracać do Londynu, czy dalej tu sterczeć, czekając na jego ruch. Wczoraj wysłałam do niego list. Nie odpowiedział. Nie miałam pojęcia w co pogrywał.

Siedziałam przed kominkiem, ubrana w jego wełniany sweter, który znalazłam w jednej z szafek. W pewnym momencie usłyszałam, jak drzwi drewnianej chatki się otwierają. Zobaczyłam w nich Dracona.

- Trochę tu zimno – powiedział otrzepując się ze śniegu.
Chciałam zacząć krzyczeć, wyrzucać mu, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Wiedziałam, że w tym momencie i tak mi nic nie powie.
- Nic dziwnego, skoro wybrałeś się w Alpy w garniturze – zmierzyłam go wzrokiem rozbawiona.
Teraz chatka całkiem pachniała jego perfumami, nie tylko jego wełniany sweter. Nie chciałam pytać ile on tego na siebie wylewa.
- O nic nie pytasz? - spojrzał na mnie uważnie.
- Powiesz kiedy zechcesz, Draco. Poznałam cię już odrobinę. Gdybym zrobiła ci karczemną awanturę podejrzewam, że odniosłoby to odwrotny skutek do zamierzonego – powiedziałam wstając spod kominka i stanęłam naprzeciw niego.
- Jesteś jedyną kobietą, która zdołała to zrozumieć.
- Ja w przeciwieństwie do nich myślę. One cię tylko uwielbiają.
- To znaczy, że ty też mnie uwielbiasz? – spytał z cwanym uśmiechem na ustach.
- Co znaczy „też”? – spytałam, patrząc na niego uważnie.
- Powiedziałaś, że one mnie „tylko uwielbiają” to oznacza, że ty i myślisz, i uwielbiasz, Hermiono – zaśmiał się.
- Nie rozumiem. Potrzebujesz dobrych referencji do następnego małżeństwa? Że jesteś dobrym mężem, czy jak? – spytałam, kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. On tylko zaczął się śmiać. – Spokojnie dam ci je, Draco, ale porozmawiajmy w końcu poważnie, bo nic z tego wszystkiego nie rozumiem…
- Do tego właśnie zmierzałem – powiedział, podchodząc do mnie bliżej. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Patrzył na mnie. Patrzył, ale to nie było to samo chłodne spojrzenie, którym obdarzył mnie trzy lata temu, gdy zaproponował mi małżeństwo.
Miał na ustach delikatny, nieco tajemniczy uśmiech. Założył moje włosy za ucho i pogładził mnie po policzku. Chciałam coś powiedzieć, ale położył mi kciuk na ustach, uciszając mnie.
- Nie złożyłem pozwu o rozwód – powiedział w końcu. Wiedziałam, że to nie wszystko, co chce mi powiedzieć, dlatego nie przerywałam mu. On nabrał powietrza w płuca, odwracając wzrok i rozglądał się po pomieszczeniu. Po raz pierwszy widziałam, że nie wie, co powiedzieć. Zawsze miał na wszystko odpowiedź, nigdy nie pozostawiał nic bez riposty. – Nie złożyłem go, ponieważ nie potrafiłem. I nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem to do kogoś innego, niż moja matka, ale kocham cię. Kocham cię i będziesz musiała walczyć, by dostać ten rozwód.
- Nie sądzę, by był ku temu powód – wspięłam się na palce, obejmując go za szyję.
Jakiś czas temu zaczęłam dostrzegać, że myślę o nim w nieco inny sposób, niż wcześniej. Nie był już Malfoyem. Nie był sposobem, na odbicie się od finansowego dna. Był Draconem, człowiekiem, a przede wszystkim moim mężem.
- To dobrze, bo miałaś zbyt wiele argumentów – uśmiechnął się, obejmując mnie w talii.
- Jesteś nieznośnym człowiekiem.
- Ale…?
- „Ale”? Nie ma żadnego „ale”, jesteś i już – zaśmiałam się, udając, że nie rozumiem, o co mu chodzi. On zaczął mnie łaskotać. – Dobrze, już dobrze – wydukałam, śmiejąc się. – Ale, cię kocham… No Draco! Teraz powinieneś mnie pocałować! Tak jak w książkach.
- Za dużo książek się naczytałaś, albo nie te co trzeba – roześmiał się, biorąc mnie na ręce, a ja spojrzałam na niego, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Zrozumiałam, gdy wziął mnie na ręce, układając na łóżku.
- Już rozumiem, o jakich książkach mówiłeś – poczochrałam go.
***
Po powrocie z Austrii, znów wyjechaliśmy. Tym razem do Paryża. Tam odnowiliśmy naszą przysięgę. Oboje uznaliśmy, że jest nam to potrzebne.
- Wiesz, gdy tak dłużej nad tym myślę to mam wrażenie, że Blaise chciał nas zeswatać – powiedział Draco, gdy w nocy staliśmy na wieży Eiffela. To jak się tam dostaliśmy niech pozostanie naszą małą tajemnicą.
- A ja gdy tak dłużej nad tym pomyślę to mam wrażenie, że oboje maczali w tym palce – powiedziałam, czując jak mnie obejmuje.
- Myślisz?
- Ginny lubi takie historie.
- No fakt, Zabini sam z siebie by się tym nie zajął – uśmiechnął się, patrząc na mnie.
- Mniejsza. Ważne, że mieli rację – zaśmiałam się, wtulając się w niego.
KONIEC

_____________________________________________

BU! Czy was też wkurza to, że zarówno fora.pl jak i blog.onet.pl nie pokazują tabulatora?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karola
Gorrrąca paczka Skeeter
Gorrrąca paczka Skeeter



Dołączył: 27 Mar 2011
Posty: 2445
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chrzanów

PostWysłany: Nie 13:27, 01 Sty 2012    Temat postu:

Świetne. Czyta się lekko i przyjemnie. Fajny pomysł i fabuła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
M.
'Zgwałcony charłak



Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 23:30, 01 Sty 2012    Temat postu:

Ojej. Ale to było fajne. Tak jak Karola napisała - lekko i przyjemnie się czytało. No i uwielbiam Cię za taki ładny happy end! :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PortElizabeth
'Mugol w kontakcie



Dołączył: 27 Paź 2011
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice, śląskie

PostWysłany: Pon 12:05, 02 Sty 2012    Temat postu:

Mrrrraaaauuuuuuuuuuuuu. Cudnie. Tak romantycznie, idealnie dla mnie :*
Czyta się lekko, a jednak tekst nie koniecznie jest prosty. Naprawdę świetnie napisane. I był Diabełek z Ginny :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Porcelanka
'Zgwałcony charłak



Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:25, 02 Sty 2012    Temat postu:

Tekst jest genialny naprawdę fajnie się czytało.. Tylko jednej rzeczy mi brakuje.. Napisałaś o tym Paryżu o ślubie i wspomniałaś o tym, że coś zapewne z przeszłości wiążę się z zamiłowaniem Dracona do tego miasta.. Kiedy przeczytałam, że znowu są w Paryżu miałam cichą nadzieję, że to zostanie wyjaśnione ;)

Ale i tak cudo *__*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.storiesdhl.fora.pl Strona Główna -> Gryzmoły / Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin